Sunday 7 October 2012

Faza pośrednia przed czipowaniem ludzi


W Maryland dzieci zmuszone są skanować dłoń aby dostać szkolny obiad.
Jeremy Bauer-Wolf, Baltimore Sun
USA
2012-10-06
Nauka i technologia
Zamiast płacić za lunche pogniecionymi dolarowymi banknotami i drobnymi, uczniowie w szkołach Carroll County skanują dłonie jako część nowego systemu. U niektórych rodziców budzi to obawy, że prywatność ich dzieci została naruszona.

Powiat jest jednym z pierwszych w Maryland używającym system PalmSecure, w którym dzieci od przedszkola do 12 klasy przykładają ręce do skanera podczerwieni. Skaner identyfikuje unikatową dłoń oraz wzory żył, i konwertuje obraz do zaszyfrowanego, numerycznego algorytmu, który rejestruje sprzedaż.



Choć system szkolny nie przechowuje tych obrazów, niektórzy rodzice skarżyli się na skutki tego, iż ich dzieci skanują dłonie. 20% rodziców odmówiło udziału w programie, powiedział promotor Food Services Karen Sarno.

"Nie jestem zadowolony z tego jak oni to rozwiązali", powiedział Mike Richmond, który ma dwoje dzieci w szkole podstawowej Cranberry Westminster. Powiedział, że szkoła skanowała ręce przed wysłaniem formularza rezygnacji. "Martwi mnie to. Wiem, że to droga na przyszłość, ale to jest pobieranie odcisków palców, pobieranie odcisków dłoni".


Link do oryginalnego artykułu: LINK

Saturday 25 August 2012

Kastracja wyobraźni


Telewizja to zło, wyrzućcie odbiorniki i zacznijcie żyć! – próbuje przekazać Michel Desmurget czytelnikom „Teleogłupiania”. W przeciwieństwie jednak do niektórych aktywistów swoje pełne emocji wypowiedzi popiera badaniami naukowymi (przypisy w liczbie 1193 stanowią 1/5 objętości całej książki). Czy mamy się bać? Czy już jesteśmy bezwolnymi automatami, żyjącymi w rytm telewizyjnych reklam i seriali? Czy nasze dzieci bezpowrotnie straciły zdolność skupiania uwagi przez odbiornik grający w tle? Za jakie straszne konsekwencje odpowiada telewizja, że autor pozbył się telewizora (ku współczuciu rówieśników dzieci i sąsiadek).
Sama pamiętam zdumienie akwizytorki, która zapukała do moich drzwi, chcąc sprzedać mi fantastyczny pakiet programów jednej ze znanych platform cyfrowych. Była przekonana, że ją okłamuję, mówiąc, że nie mam telewizora (ale wcale nie jestem lepsza, bo telewizor zastępuje mi komputer z dostępem do Internetu).
Czy znacie jakiegoś przeciwnika telewizji? Ja nie. Znam ludzi, którzy jej po prostu nie oglądają, ale aktywnych przeciwników nie jestem w stanie zidentyfikować. Zdaje się, że TV przyjęliśmy bez podejrzliwości, a wręcz z otwartymi ramionami. Choć, gdy teraz pomyślę, jak opisywał to medium Aldous Huxley w „Nowym, wspaniałym świecie”, zaczynam się zastanawiać, jak to możliwe, że miał tyle racji...
W historii ludzkości żadne dobro konsumpcyjne nie zawładnęło życiem ludzi tak szybko jak telewizja. W Stanach Zjednoczonych, zaraz po drugiej wojnie światowej, wystarczyło tylko 7 lat, by procent domów wyposażonych w telewizor wzrósł od 1 do 75. By osiągnąć ten sam poziom, radio potrzebowało 14 lat, lodówka 23, odkurzacz 48, samochód 52, telefon 67, a książka – kilku stuleci! Dziś ponad 99% amerykańskich gospodarstw domowych wyposażonych jest w co najmniej jeden teleodbiornik. Podobna liczba stosuje się do (…) ogółu państw rozwiniętych.

Desmurget zachęca czytelnika do telewizyjnego rachunku sumienia. Ile godzin dziennie oglądamy szklane pudełko? Ile lat życia nam to zabiera? Jak hollywoodzkie produkcje wypływają na nasze relacje rodzinne, rozwój poznawczy i stan zdrowia? Czy wpatrując się w filmowe perypetie ćwiczymy mózg? Czy może narażamy się na demencję, otyłość i uzależnienia? Czy zdajemy sobie sprawę, jakie środki stosują twórcy reklam i programów, by manipulować naszymi preferencjami i uwagą?
Gdy rodzic potrzebuje trochę spokoju, wystarczy zwykłe przyciśnięcie włącznika i oto nasze ruchliwe brzdące zmieniają się w kochane, apatyczne stworzenia.

W książce omówiono szereg zagrożeń i wniosków płynących z badań nad wpływem filmów i telewizji na dzieci, dorosłych, ich rozwój, stan zdrowia, sen i preferencje. Przykładowo, fabuły telewizyjnych seriali są porażająco przewidywalne. Dowiedli tego badacze, którzy uczniom trzeciej klasy pokazali pierwszy z ośmiu odcinków pewnego serialu. Kiedy poproszono ich o przewidzenie fabuły na podstawie tego jednego odcinka, 80% było w stanie przewidzieć 70% wydarzeń, które miały miejsce w kolejnych odcinkach. W następnym etapie, pozwolono dzieciom obejrzeć odcinek czwarty. Tutaj aż 90% było w stanie zrekonstruować co najmniej 80% fabuły między tymi odcinkami. Eksperyment powtórzono kilkukrotnie z tym samym wynikiem. Różnice zaobserwowano dopiero, gdy podobne doświadczenie wykonano z użyciem pierwszego rozdziału z ośmiu, książki dla młodzieży. Przewidywalność fabuły osiągnęła wynik zaledwie 30% dla 85% uczniów. Po przeczytaniu czwartego rozdziału zaledwie połowa uczniów była w stanie przewidzieć 50% fabuły w drugim i trzecim rozdziale. (…) bez ubóstwa językowego, bez narracyjnego konformizmu, bez stereotypowych postaci zgromadzenie każdego wieczoru przy jednym programie kilku milionów z gruntu niepodobnych do siebie osób byłoby absolutnie niemożliwe. Desmurget wskazuje, że telewizja zabija nasz intelekt, bo nie sposób znaleźć tematów ważnych dla wszystkich w inny sposób, niż okrajając treści, tnąc informację.
Autor nie pozostawia suchej nitki nawet na programach przyrodniczych (przytacza tu słowa Billa McKibbena): Dokumenty przyrodnicze są równie absurdalnie przeładowane akcją jak mydlane opery, w których całe biografie, z rozwodami, cudzołóstwem i nagłą śmiercią, skoncentrowane są w jednym tygodniu oglądania – próbować zrozumieć „naturę”, oglądając „Wild Kingdom”, jest równie trudno, jak próbować zrozumieć „życie”, oglądając „Dynastię”.
W książce znajdziemy też informacje na temat wpływu telewizji na rozwój językowy dzieci. Okazuje się, że każda godzina oglądania „filmu edukacyjnego” między 8 a 16 miesiącem życia kosztowała dzieci niemal 10% ich słownictwa! Mit, że telewizja uczy i rozwija został w druzgocący sposób obalony. Autor promuje też nudę, jako bardzo ważny element rozwoju każdego człowieka (tu odsyłam do lektury Konkluzji na końcu książki).
Ktoś pomyśli może – nie, takie fakty mogą dotyczyć tylko osób z mniej uprzywilejowanych klas społecznych, z „marginesu”. Tymczasem, na ekspozycji telewizyjnej najbardziej cierpią dzieci i młodzież, które mają własny telewizor w pokoju, z rodzin inteligenckich, bo rodzice, którzy mogą zapewnić im stymulujące środowisko, decydują się powierzyć opiekę nad dzieckiem szklanemu pudełku, które dostarcza treści przepełnionych używkami, agresją i neurologiczną stymulacją, pochłaniającą czas na poznawanie świata, ćwiczenie umiejętności społecznych czy zwykłe odrabianie lekcji.
Telewizja stała się ważnym czynnikiem socjalizacji i na całym świecie zdominowała życie dzieci w strefach miejskich i wiejskich (…). Trudno podważać do zdanie, skoro blisko 90% dzieciaków na planecie rozpoznaje Terminatora i Rambo. Statystyka znamienna, kiedy weźmiemy pod uwagę, że na przykład jedna czwarta amerykańskich nastolatków nie wie, kim był Hitler. Mniej więcej tyle samo młodych Anglików uważa Winstona Churchilla za postać fikcyjną, która nigdy nie istniała. Najwidoczniej nie uczymy się z telewizji aż tak wiele.
Jeszcze długo mogłabym przytaczać cytaty z książki, pisząc o wpływie telewizji na wzrost prawdopodobieństwa zawału serca, pojawienia się demencji starczej czy otyłości. Zastanawia mnie, czy po lekturze czytelnik będzie oglądał mniej, czy wręcz przeciwnie, z większym zapałem będzie wciskał kciukiem przyciski pilota, jak palacz niewzruszony napisem „Palenie zabija” wyciąga kolejnego papierosa i zaciąga się z lubością.
Anna Kaczmarczyk
Cytaty pochodzą z książki: „Teleogłupianie. O zgubnych skutkach oglądania telewizji (nie tylko przez dzieci)”, Desmurget Michel, Czarna Owca 2012.


Sunday 15 July 2012

Przymusowe szczepienia

Na początku tegorocznego, bardzo gorącego lata posłowie postanowili, że na wypadek epidemii lekarze i felczerzy mają prawo szczepić wszystkich na siłę.

Więcej... http://wyborcza.pl/1,75248,12216508,Nie_chcesz_sie_szczepic__Felczer_zaszczepi_cie_na.html#ixzz223TrveNA




Zobacz jak sprzedają cię politycy biznesowi farmaceutycznemu





Monday 30 April 2012

Zielony Komunizm

Tak wygląda reklama społeczna dotycząca globalnego ocieplenia w angielskiej TV. Pozornie żart w angielskim wydaniu ale podtekst jest bardzo wyraźny. Co grozi wątpiącym w słuszność walki z globalnym ociepleniem? Zobaczcie sami:



Ciekawa audycja do wysłuchania na temat zielonej polityki psychopatycznych elit (link poniżej):


Sunday 29 April 2012

Większość ludzi to stadne owce



Grupy podobnie myślących ludzi tworzą struktury energoinformacyjne - wahadła . Struktury te zaczynają się somodzielnie rozwijać i podporządkowywać swym prawom innych. Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że mimo woli działają na rzecz wahadeł. 
Wahadło
Energia myśli jest materialna i nie znika bez śladu. Kiedy grupa ludzi zaczyna myśleć podobnie, „fale ich myśli” nakładają się na siebie wzajemnie i w oceanie energii powstają niewidoczne, lecz rzeczywiste struktury ener­go­informacyjne – wahadła. Struktury te zaczynają rozwijać się samodzielnie i podporządkowują ludzi swoim zasadom. Człowiek, który dostał się pod wpływ destrukcyjnego wahadła, traci wolność – staje się trybikiem w dużym mechanizmie. Wahadło „kołysze się” tym bardziej, im więcej ludzi popleczników zasila je swoją energią. Każde wahadło posiada charakterystyczną dla siebie częstotliwość wahań. Na przykład, huśtawkę można rozkołysać, tylko oddziałując z określoną siłą i określoną częstotliwością. Częstotliwość tę nazywamy rezonansową. Jeżeli liczba popleczników wahadła zmniejsza się, jego drgania gasną. Kiedy zwolenników zupełnie brak, wahadło zatrzymuje się i jako byt umiera.
Aby wypompować z człowieka energię, wahadła wykorzystują za punkt zaczepienia jego uczucia i reakcje: oburzenie, niezadowolenie, nienawiść, rozdrażnienie, niepokój, wzburzenie, przygnębienie, podniecenie, rozpacz, strach, litość, przywiązanie, podziw, rozczulenie, idealizację, uwielbienie, zachwyt, rozczarowanie, dumę, zarozumialstwo, pogardę, odrazę, urazę, poczucie obowiązku, poczucie winy i tak dalej.
Główne niebezpieczeństwo dla człowieka, który uległ wpływowi destrukcyjnego wahadła, polega na tym, że wahadło odwodzi swoją ofiarę od tych linii życia, na których człowiek uzyska swoje szczęście. Trzeba uwolnić się od narzuconych celów, w walce za które człowiek odchodzi coraz dalej od swojej drogi.
Wahadło jest w swej istocie egregorem, lecz to nie mówi nam o nim wszystkiego. Pojęcie „egregor” nie oddaje całego kompleksu niuansów współdziałania człowieka z bytami energoinformacyjnymi.


Powyższy fragment pochodzi z książki: Vadima Zelanda Transerfing rzeczywistości

Obojętnie czy mamy do czynienia z ruchem religijnym, polityczną czy społeczną propagandą jak np. globalne ocieplenie, jedynie słuszną wersją "prawdy" na temat 9/11 oraz wieloma innymi rzeczami, zawsze tworzą się struktury wahadła. Im więcej zwolenników ma dane kłamstwo czy manipulacja tym większą siłę ma wahadło które trzyma w zagrodzie stado ludzkich owiec. 

Sunday 15 April 2012

Gwałtowne zmniejszenie się populacji pszczół





Nowe badania potwierdzają, że spadek populacji pszczół jest również związany z insektycydami kukurydzy, które należą do najczęściej stosowanych na świecie. Badanie rzuca więcej światła na szalony spadek liczebności populacji pszczół poprzez masowe wymieranie, znane również jako choroba upadku kolonii.

Służące do powlekania nasion kukurydzy chemikalia - znane jako insektycydy neonikotynowe służą do zabijania owadów poprzez paraliżowanie ich nerwów. Ich twórcy twierdzą, że mają "niższą toksyczność" na inne zwierzęta. 

Badanie, zatytułowane "Ocena oddziaływania środowiskowego pyłu zawierającego owadobójcze neonikotynoidy pochodzące z powlekanych nasion kukurydzy na pszczoły", zostało opublikowane przez amerykańskie stowarzyszenie chemiczne w “Environmental Science & Technology”. Naukowcy zauważają, że wzrost liczby zgonów pszczół zaczął być zauważalny gdy środek owadobójczy został wprowadzony do użytku.

Sposób, w jaki pszczoły są dotknięte przez działanie insektycydu jest związany z tym, jak jego cząstki uwalniane są do powietrza. Proces obejmuje pneumatyczne wiertarki, które zasysają nasiona, które następnie spryskują i powlekają je środkiem owadobójczym zanim zostaną posadzone w ziemi. W rezultacie owadobójcze cząstki są uwalniane do powietrza, które następnie wpływają na pszczoły. Nawet po zbadaniu jak potencjalnie uczynić maszyny bezpieczniejszymi by w jakimkolwiek charakterze nie dopuścić do wymierania pszczół, naukowcy stwierdzili, że wszelkie wariacje insektycydów zawierających neonikotynoidy nadal będą prowadziły do masowej śmierci pszczół.

Integralności całego ekosystemu jest zagrożona, jeśli populacja pszczół nie będzie ustabilizowana. Biorąc pod uwagę znaczenie pszczół w procesie zapylania, te insektycydy zagrażają przyszłości globalnej stabilności rolnictwa i żywności. Naukowcy również wspominają, że kukurydza jest coraz częściej wykorzystywana jako forma energii odnawialnej i że realne zmiany będą musiały być wprowadzone w odniesieniu do wykorzystania owadobójczych neonikotynoidów zanim będzie za późno.

Naukowcy stwierdzili:
"W związku z aktualnie zwiększającą się produkcją upraw, a także kukurydzy jako odnawialnego źródła energii, prawidłowe stosowanie tych środków owadobójczych w ramach zrównoważonego rolnictwa jest powodem do niepokoju".

Link do oryginalnego artykułu: LINK

Tuesday 10 April 2012

Iran, Grass i Olimpiada





"Władzę Iranu zablokowały dostęp do witryny internetowej igrzysk olimpijskich, które odbędą się w tym roku w Londynie – informuje BBC".


Czy kogoś dziwi, że osaczony kraj próbuje zwrócić uwagę społeczności międzynarodowej na Olimpiade w Londynie? Bynajmniej nie chodzi tu o same igrzyska jako arenę walki sportowej ale o syjonistyczno - masońską symbolikę. Społeczność międzynarodowa ulegająca propagandzie ma się bać Iranu, tymczasem powinna się bać psychopatycznych elit ukrywających się pod znakiem Wielkiej Masońskiej Pieczęci (znak piramidy), która został umieszczona na banknocie dolarowym dzięki staraniom Andrija Puharicha.



Chyba nikt mi nie powie, że to tylko przez przypadek cały stadion olimpijski w Londynie jest zaznaczony piramidami. Spośród wielu projektów czy architektonicznych możliwości wybrano akurat ten estetycznie mierny projekt.  Porównajcie to np. ze stadionem olimpijskim w Pekinie czy innymi nowymi stadionami na świecie. Kiedy to pierwszy raz zobaczyłem doznałem totalnego estetycznego rozczarowania. Nasze polskie stadiony na EURO są o wiele ładniejsze. Czy anglików nie było stać na coś lepszego? Ale czy to budowali anglicy czy raczej międzynarodowe korporacje pod egidą elit? Celem projektu nie była jednak estetyka, czy powalenie na kolana publiczności olimpiady zachwycającą architekturą, tylko umieszczenie tam tych cholernych piramid. To był podstawowy cel który wartości estetyczne spycha na dalszy plan. I ja mam uwierzyć, że to przypadek? Natomiast logo olimpiady układa się w znak ZION (Syjon), kolejny przypadek? Dwa "przypadki" w jednym plus protest Iranu to chyba za dużo. Jeżeli ktoś ma problemy ze zrozumieniem co oznacza ZION to niech sobie poszuka i poczyta o początkach Syjonizmu jako ruchu polityczno - społecznego. Celowo podkreślam Syjonizmu, bo wiele osób ma problemy z odróżnieniem tego terminu od zwykłych Żydów w Izraelu i poza nim. Większość z nich albo ulega celowej propagandzie albo z Syjonizmem nie mam nic wspólnego.Nie każdy Żyd jest Syjonistą i nie każdy Syjonista musi być Żydem. Wbijcie to sobie do głowy zanim  nazwiecie mnie antysemitą. Antysemityzm to zasłona dymna która ma odstraszać krytyków politycznych poczynań Izraela o czym na własnej skórze przekonał się Gunter Grass.





Iran wcześniej już protestował w sprawie loga olimpiady o czym pisały brytyjskie gazety. Jak zwykle takie rzeczy przechodzą bez większego społecznego echa:

"Iran claims London 2012 Olympics logo spells the word 'Zion'
Almost four years after the logo's launch, Tehran threatens to boycott the Games unless the design is changed"





Przecież moje powyższe wnioski to pewnie stek bzdur a ta symbolika to tylko przypadek ??!! Celowo ironizuję oraz uprzedzam ewentualne komentarze króre ostatnio mnie zaszczycają, jak piszą niektórzy - "...większych bzdur niż na tym blogu nie czytali".  
Pamiętajcie o tych "bzdurach" kiedy amerykańsko - izraelskie bomby będą spadały na Iran, bo wolny, niezależny kraj nie może wybudować sobie elektrowni atomowej. Natomiast Izrael wszystko może, nawet nie wpuszczać kontrolerów od broni atomowej. O przepraszam (upss!!), nie musi ich  wpuszczać bo nawet  nikt ich tam nie posyła !!! 

Mieliśmy już kilka lat temu śpiewkę o broni biologicznej w Iraku, której do tej pory nie znaleziono  a teraz o broni atomowej w Iranie. Co jeszcze kupicie - głupie owce? Ile razy można  was okłamywać według starego schematu ?! Mamy idiotyczne społeczeństwo, ogłupione telewizyjną papką, które nie potrafi odczytać znaków (symboli)  bezczelnie wywalonych prosto przed oczy. Syjonistyczna gazetowa propaganda próbuje zrobić z polaków wojennych agresorów i faszystów:

"- Porywająca alegoryczna eksploracja rozkwitu nazizmu w Niemczech i w Polsce - tak powieść Guntera Grassa "Blaszany bębenek" opisuje prestiżowy amerykański dziennik "New York Times". Przeciw przedstawianiu Polski jako jednej z kolebek nazizmu energicznie zaprotestowała Polonia. Do gazety wysłano list protestacyjny".


Jak można tak przekłamywać historię !!!  Może poniższy cytat komuś coś rozjaśni:

"Jesteśmy wdzięczni wydawcom “Washington Post”, “New York Times”, “Time Magazine” i innym wielkim wydawnictwom, których menedżerowie uczestniczyli w naszych spotkaniach i dotrzymali swych obietnic zachowania dyskrecji przez blisko 40 lat. Byłoby dla nas niemożliwością zrealizowanie naszego planu budowy światowego rządu, jeśli bylibyśmy w tym czasie przedmiotem zainteresowania prasy… " - David Rockefeller 

Co może zrobić kraj który w wyniku propagandy jest kreowany na największego agresora na świecie? Co może zrobić państwo na które nie długo mogą spaść bomby? Co może zrobić kraj w którym pod  płaszczykiem demokratyzacji zainstaluje się marionetkowy rząd a obce korporacje zabiorą pola ropy naftowej? Co może zrobić państwo które dokładnie powtórzy scenariusz znany z Iraku?

Niewiele może, jeżeli zrobi coś gwałtownego to propaganda wykreuje go na agresora, elity tylko na to czekają. Iran w akcie cichej desperacji blokuje stronę internetową londyńskiej olimpiady w nadziei, że   społeczność międzynarodowa się przebudzi i zacznie czytać symbole.

Jeżeli chcesz napisać mi tu komentarz, że to wszystko to stek bzdur to jesteś skończonym głupcem. Przykro mi bardzo ale tak właśnie wygląda prawda o Tobie.



Sunday 8 January 2012

Sitchinizm - nowa "religia" ezoteryków



Czuwające wężowe istoty

Nie będe się rozpisywał kim był Zacharia Sitchin i co twierdził w swoich książkach, materiały na ten temat można samemu znaleźć w internecie. Chciałem tutaj krótko zakomunikować pewnien problem, który z Sitchinem ma znaczna część środowiska ezoterycznego. Wydaje się, że ci ludzie bezkrytycznie przyjmują teorie "Sitchinizmu". Opiera się ona na twierdzeniach jednego człowieka które długo nie były weryfikowane. Tym bardziej zastanawia pewność z jaką część ezoteryków czy ludzi "odmatriksowanych" kupuje teorie   Sitchina. Ostatnio nawet słynny polski astrolog uznany przez wielu za autorytet głosi katastroficzne wizje okraszone wpływami "Sitchinizmu" (planeta Nibiru). 

Poniżej dwa wykłady Michaela Heisera które powinny rozwiać wątpliwości co do tego, że Sitchin fałszował przekłady tekstów starożytnych. Pozostaje pytanie dlaczego to robił? Czy "elity" które z człowieka chcą zrobić zaczipowanego niewolnika, chcą nam także "podciąć korzenie" fabrykując fałszywe twierdzenia, że niewolnikami byliśmy od samego początku? Jaką wtedy człowiek może mieć motywację do działania kiedy wmówi mu się, że od zawsze był sługą i to jest jego przeznaczenie. Nie dajmy się nabrać na te bzdury i bądzmy mądrzejsi niż pewna część ezoteryków czy znany polski astrolog którego ego chyba jest większe niż rozmiary naszej planety.

Link do pierwszego wykładu Heisera w całości: http://vimeo.com/7071388

Link do drugiego wykładu Heisera w całości: http://vimeo.com/34230200

Drugi wykład Heisera dostępny w cześciach  na you tube:




Monday 28 November 2011

Kim są architekci finansowego załamania?

źródło: http://www.prisonplanet.pl/


Poniżej zamieszczony artykuł został napisany w 2008 roku i jest wnikliwym zbiorem informacji na temat źródeł obecnego załamania finansowego. Nic co dziś obserwujemy nie jest dziełem przypadku, jest jedynie efektem długofalowej polityki anglo-amerykańskiego establishmentu w ich drodze ku ekonomicznemu podbojowi świata. 


Profesor Michel Chossudovsky. Kim są architekci finansowego załamania?

Najpoważniejszy ekonomiczny kryzys w nowożytnej historii.

Krach finansowy z października 2008 roku nie jest wynikiem cyklicznych, ekonomicznych praw. Jest to świadomy rezultat polityki rządu Stanów Zjednoczonych realizowanej przez Skarb Państwa i Zarząd Rezerwy Federalnej USA. Jest to najpoważniejszy kryzys ekonomiczny w historii  nowożytnego świata. 
"Dofinansowanie" [instytucji finansowych] proponowane przez  Departament Skarbu nie stanowi"rozwiązania"  kryzysu finansowego. W istocie jest czymś zupełnie przeciwnym:  jest przyczyną dalszego załamania. Powoduje bezprecedensową koncentrację  bogactwa co z kolei przyczynia się do rozszerzenia ekonomicznych i społecznych nierówności zarówno wewnątrz narodów jak i miedzy nimi. Poziom zadłużenia dramatycznie się powiększa. Korporacje przemysłowe doprowadzane są do bankructw i przejmowane przez światowe instytucje finansowe.  Kredyt który stanowi podstawę przetrwania produkcji i inwestycji jest obecnie kontrolowany przez kilka finansowych konglomeratów. Przez ”dofinansowanie” dług publiczny dramatycznie się powiększył.  Ameryka jest najbardziej zadłużonym krajem na świecie.  Przed  ”dofinansowaniem” dług publiczny wynosił około 10 bilionów dolarów. Dług ten denominowany jest w obligacjach skarbowych należących do osób prywatnych, zagranicznych rządów, korporacji i instytucji finansowych.

”Dofinansowanie”. Administracja USA finansuje własne zadłużenie.
Jak na ironie, banki Wall Street które są odbiorcami dofinansowania są również pośrednikami i ubezpieczycielami publicznego długu Stanów Zjednoczonych. Mimo, że banki są właścicielem jedynie część długu publicznego, to przeprowadzają transakcje i handlują długiem publicznym na całym świecie.
Banki są odbiorcami 700 miliardów dolarów dofinansowania będąc w tym samym czasie pożyczkodawcami dla rządu Stanów Zjednoczonych. Mamy tu do czynienia z absurdem. Do realizacji dofinansowania Waszyngton musi pożyczyć pieniądze od banków, które potem odbiorą od niego te fundusze jako dofinansowanie. Administracja USA finansuje swoje własne zadłużenie. Stanowe, federalne i samorządowe władze są pod coraz ściślejszą kontrolą globalnych konglomeratów finansowych. Dofinansowanie sprzyja konsolidacji i centralizacji władzy bankowej, osłabiając tym samym realną gospodarkę co prowadzi do łańcucha bankructw i masowego bezrobocia.  

Czy uda się Obamie przełamać ten trend ?
Kryzys finansowy jest rezultatem deregulacji systemu finansowego.Obama stwierdził jednoznacznie, że jest w stanie odpowiedzieć na niepowodzenia administracji Busha i zdemokratyzować amerykański system finansowy. Prezydent - Elekt Barack Obama stwierdził, że jest zdecydowany do przełamania tego trendu: "Pamiętajmy, że jeżeli ten finansowy kryzys uczy nas czegokolwiek to tego, że nie możemy mieć kwitnącego Wall Street podczas gdy Main Street cierpi. W tym kraju wzrastamy, lub upadamy jako jeden naród.” Prezydent-elekt Barack Obama, 4 listopad, 2008.


Demokraci zazwyczaj winią administrację Busha za październikowy krach. Obama mówi, że będzie prezentował całkiem odmienny program polityczny, który będzie odpowiadał interesom większości obywateli: "Jutro w końcu będziecie mogli przewrócić następną stronę tego rozdziału w której chciwość i nieodpowiedzialność Wall Street były cenione wyżej nić ciężka praca i ofiary ponoszone przez kobiety i mężczyzn.  Jutro będziecie mogli wybrać politykę która inwestuje w naszą klasę średnią i tworzy nowe miejsca pracy, które przyczyniają się do rozkwitu gospodarki, tak iż wszyscy będą mieli szanse na własny sukces, od dyrektora generalnego do sekretarki i dozorcy, od właściciela fabryki do tych którzy w niej pracują." Barack Obama, kampania wyborcza, 3 listopad, 2008. Czy rzeczywiście Obama  zaangażowany jest w oswajanie Wall Street i rozbrajanie rynków finansowych? Jak na ironię to podczas administracji Clintona została przyjęta polityka "chciwości i nieodpowiedzialności". Ustawa z 1999 o modernizacji usług finansowych (FSMA) przyczyniła się do uchylenia aktu Glass-Steagall z 1933 roku. Był to filar Roosveltowskiego "new deal", który był odpowiedzią na korupcje, finansowe manipulacje i "insider trading", które to skutkowały upadkiem 5000 banków po krachu na Wall street w 1929 roku.    

12 listopada 1999 Bill Clinton podpisał ustawę Gramm-Leach-Bliley, dotyczącą modernizacji usług finansowych.



Ustawa z 1999 roku o modernizacji usług finansowych przeniosła całą kontrolę nad sektorem usług (włączając firmy ubezpieczeniowe, fundusze emerytalne, spółki obracające papierami wartościowymi) pod zarządzanie kilku konglomeratów finansowych i związanych z nimi funduszy hedgingowych. 

Inżynierowie finansowej katastrofy.
Kim są architekci tej klęski? Jak na ironie inżynierowie tej finansowej katastrofy są rozpatrywani przez Baraka Obamę na stanowisko sekretarza skarbu. 
Lawrence Summers grał kluczową rolę w lobbowaniu w kongresie na rzecz uchylenia ustawy Glass -Steagal. Podczas gdy Prezydent Clinton powołał go na Sekretarza skarbu przewodził przyjęciu ustawy o usługach finansowych z listopada 1999 roku. Po zakończeniu kadencji sekretarza skarbu został prezydentem Uniwersytetu Harwarda (2001 - 2006).
Paul Volker był przewodniczącym Zarządu Rezerwy Federalnej w 1980 roku podczas rządów Regana. Odegrał on główną rolę w realizacji pierwszego etapu deregulacji, która doprowadziła do masowych bankructw, fuzji i przejęć prowadząc do kryzysu finansowego w 1987 roku.
Timothy Geithner jest prezesem Banku Rezerwy Federalnej w Nowym Jorku, który jest jedną  z najbardziej wpływowych prywatnych instytucji finansowych w Ameryce. Był również członkiem administracji Clintona. Pracował również dla Kissinger Associates, zajmował także wysokie stanowisko w Międzynarodowym Funduszu Walutowym. Rezerwa Federalna Banku Nowego Jorku za kulisami kształtuje politykę finansową USA. Geithner działa w imieniu potężnych finansistów którzy stoją  za tą instytucją. Jest również członkiem  Rady Stosunków Zagranicznych (CFR).
Jon Corzine był gubernatorem New Jersey, był również dyrektorem generalnym w Goldman Sachs. W czasie pisania tego tekstu ulubieńcem Obamy był Larry Summers wysuwający się na prowadzenie w wyścigu o posadę sekretarza skarbu. Lawrence Summers profesor ekonomi Uniwersytetu Harwarda służył jako główny ekonomista Banku Światowego w latach (1991-1993). Przyczynił się tam do kształtowania makroekonomicznych reform narzuconym potem wielu zadłużonym, rozwijającym się krajom. Społeczne i ekonomiczne skutki tych reform (programów dostosowania strukturalnego w skrócie SAP) prowadzonych przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy były katastrofalne, skutkując masową biedą. 

Pobyt Larrego Summersa w Banku Światowym zbiegł się z upadkiem Związku Radzieckiego i nałożeniem przez MFW i Bank Światowy śmiertelnej 'ekonomicznej terapii' na kraje europy wschodniej, byłych republik radzieckich i na bałkanach. W 1993 roku Summers przeniósł się do departamentu Skarbu Stanów Zjednoczonych. Początkowo piastował tam stanowisko podsekretarza skarbu do spraw międzynarodowych, aby później zostać zastępcą sekretarza skarbu. We współpracy z dawnymi kolegami z MFW i Banku Światowego odegrał kluczową rolę w tworzeniu tzw ”terapii szokowej” czyli pakietów reform nałożonych po kryzysie azjatyckim w 1997 na Południową Koreę, Tajlandię i Indonezję. 

Umowa dofinansowania tych trzech krajów była opracowywana przez Summersa w Departamencie Skarbu we współpracy z Bankiem Rezerwy Federalnej Nowego Jorku i instytucjami wywodzącymi się z porozumienia Bretton Woods. Summers blisko współpracował również z wicedyrektorem MFW Stanleyem Fisherem, który potem został mianowany dyrektorem Centralnego Banku Izraela. W 1999 roku Larry Summers został Sekretarzem Skarbu. Jest protegowanym Davida Rockefellera. Był również głównym architektem sławnej ustawy o modernizacji usług finansowych, która zalegalizowała ‘insider trading’, czy wręcz manipulacje finansowe.

Larry Summers i David Rockefeller:


"Wpuszczenie lisa do kurnika".
Summers jest obecnie konsultantem w Goldman Sachs i dyrektorem zarządzającym w funduszu hedgingowym D.E. Shaw Group. Jako menadżer funduszu hedgingowego, jego kontakty w Departamencie Skarbu i na Wall Street dostarczają mu wielu cennych informacji odnośnie ruchów na rynkach finansowych.
Umieszczenie menadżera funduszu hedgingowego  (powiązanego z elitą na Wall Street) na stanowisku Sekretarza Skarbu jest równoznaczne z wpuszczeniem lisa do kurnika.

Waszyngtoński  konsensus.
Summers, Geithner, Corzine, Volker, Fischer, Phil Gramm, Bernanke, Hank Paulson, Rubin, nie wspominając Alana Greenspana wszyscy są kolegami. Grają razem w golfa, są powiązani z CFR i grupą Bliderberg. Działają razem w interesie Wall Street, spotykają się za zamkniętymi drzwiami, wszyscy płyną na tej samej fali, należą zarówno do partii demokratycznej jak i republikańskiej. Choć może nie zgadzają się we wszystkich kwestiach są jednak cały czas mocno zaangażowani w  konsensus na linii Wall Street - Waszyngton. Są całkowicie bezwzględni w zarządzaniu ekonomicznymi i finansowymi procesami. Ich działania nastawione są wyłącznie na zysk. Poza "wydajnością rynku" nie przykładają większego znaczenia do "żyjących jednostek". Nie interesuje  ich w jaki sposób ich działania wpływają na życie ludzi. W jak sposób ta śmiertelna gama makroekonomicznych i finansowych reform stacza całe sektory gospodarki ku bankructwu. Rozumowanie leżące u podstaw neoliberalnego, ekonomicznego dyskursu jest często cyniczne i lekceważące. Jednak na tym polu poczynania Summersa znacząco się wyróżniają. Jest on dość dobrze znany w środowisku ekologów za zaproponowanie pomysłu likwidacji toksycznych odpadów poprzez ich eksport do krajów trzeciego świata, ponieważ ludzie żyją tam krócej i koszty pracy są bardzo niskie co zasadniczo oznacza, że wartość rynkowa ludzi w krajach trzeciego świata jest znacznie niższa. Według Summersa sprawia to, że o wiele bardziej "opłacalne" jest eksportowanie toksycznych materiałów do ubogich krajów. 

Kontrowersyjna notatka podpisana przez głównego ekonomistę Banku światowego Larrego Summersa brzmi następująco:
Data; 12 grudnia,1991; Dystrybucja FR; Lawrence H. Summers temat; GEP "Brudny przemysł"

"Tak między nami, czy Bank Światowy nie powinien zachęcać do migracji brudnego przemysłu do krajów mniej rozwiniętych?  Oto moje przemyślenia.
1) Zmierzone koszta zanieczyszczeń wpływających na pogorszenie zdrowia zależą od utraconych zysków z tytułu zwiększonej zachorowalności i umieralności [...] Z tego punktu widzenia dana ilości zanieczyszczeń wpływająca na pogorszenie zdrowia powinna być przetwarzana w kraju o najniższych kosztach, które są krajami o najniższych płacach. Myślę, że logika gospodarcza opowiadająca się za pozbywaniem się toksycznych odpadów w krajach o najniższych płacach jest bez zarzutu i powinniśmy stawić jej czoła.
2) Koszty zanieczyszczeń mogą być nieliniowe, wraz z tym jak początkowe zwiększanie zanieczyszczeń prawdopodobnie będzie obciążone bardzo niskimi kosztami. Zawsze jednak myślałem o tym, że nisko zaludnione kraje w Afryce są zbyt mało zanieczyszczone, ich jakość powietrza jest prawdopodobnie bardzo nieefektywnie niska w porównaniu do Los Angeles i Mexico City. Tylko żałosne fakty, mówiące o tym że tak wiele zanieczyszczeń generowanych przez nie poddający się handlowi przemysł  (transport, wytwarzanie energii) i że jednostkowe koszty transportu odpadów stałych są tak wysokie, zapobiegają poprawie dobrobytu światowego handlu w zakresie zanieczyszczenia powietrza i odpadów.
3) Zapotrzebowanie na czyste środowisko z powodów estetycznych i zdrowotnych może mieć bardzo wysoką elastyczności dochodową. [popyt wzrasta, gdy podnosi się poziom dochodów]. Zaniepokojenie czynnikiem, który powoduje jedną na milion szansę zaistnienia raka prostaty będzie oczywiście znacznie wyższe w kraju, gdzie ludzie przeżyli by dostać raka prostaty niż w kraju, gdzie śmiertelność do 5 roku życia wynosi 200 na tysiąc. ... " 
Więcej na ten temat: LINK

Stanowisko Summersa odnośnie eksportu zanieczyszczeń do rozwijających się krajów miało istotny wpływ na politykę ochrony środowiska w Stanach Zjednoczonych.  
W 1994, Praktycznie każdy kraj zerwał z “ekonomiczną logiką” Summersa, zakazując eksportu trucizn do swoich biedniejszych sąsiadów. Zakazany został wywóz niebezpiecznych odpadów z krajów OECD do krajów nie należących do OECD w ramach konwencji Bazylejskiej. Piec lat później, Stany zjednoczone były jednym z paru krajów które nie ratyfikowały konwencji bazylejskiej i zakazu wywozu niebezpiecznych odpadów z krajów OECD do krajów nienależących do OECD. 

1997 kryzys azjatycki. Próba generalna przed tym co ma nadejść.
W trakcie roku 1997 spekulacje walutowe wykonywane przez duże instytucje finansowe przeciwko Tajlandii, Indonezji i Południowej Korei doprowadziły do upadku krajowych walut i transferu miliardów dolarów z rezerw banków centralnych do prywatnych rąk. Kilku obserwatorów wskazywało na celową manipulacje akcjami i walutami przez banki inwestycyjne i domy maklerskie. Podczas gdy porozumienie dofinansowania ratunkowego było formalnie uzgodnione przez MFW, to główne banki z Wall Street takie jak (Chase, Bank of America, Citigroup i J. P. Morgan) jak również "wielka piątka" banków handlowych (Goldman Sachs, Lehman Brothers, Morgan Stanley i Salomon Smith Barney)"konsultowały" się w sprawie klauzul zawartych w umowie dofinansowania. Departament Skarbu USA razem z Wall Street i instytucjami z Bretton Woods odegrały kluczową rolę w negocjacjach odnośnie planu dofinansowania. Zarówno Larry Summers jak i Timothy Geithner byli aktywnie zaangażowani w imieniu Departamentu Skarbu USA w dofinansowaniu Południowej Korei w 1997 roku. W 1997 roku "Panowie Summers i Geithner pracowali aby przekonać Pana Rubina do wsparcia pomocy finansowej dla Korei Południowej. Rubin był bardzo ostrożny obawiając się, że dostarczenie pieniędzy do kraju w poważnych tarapatach może być propozycją ich utraty......"
To co stało sie w Korei po namowach zastępcy Sekretarza Skarbu Larrego Summersa nie ma nic wspólnego z "pomocą finansową". Kraj był dosłownie splądrowany. Podsekretarz Skarbu David Lipton został wysłany do Seulu na początku grudnia 1997 roku. Tajne negocjacje zostały rozpoczęte. Waszyngton zażądał zwolnienia Koreańskiego ministra skarbu i bezwarunkowej akceptacji dofinansowania Korei przez MFW.
Nowy minister finansów, który był członkiem MFW i Banku Światowego został niezwłocznie wysłany do Waszyngtonu na "konsultacje" ze swoim byłym kolegą z MFW  Stanleyem Fisherem.
"Koreańskie władze spotkały się na nadzwyczajnym posiedzeniu w dniu 23 grudnia. Ostateczna decyzja w sprawie 57 miliardów dofinansowania miała miejsce następnego dnia w Wigilię Bożego Narodzenia 24 grudnia, po godzinach pracy w Nowym Jorku. Najważniejsza finansjera Wall Street z Chase Manhattan, Bank America, Citicorp i J. P. Morgan została wezwana na spotkanie w Banku Rezerwy Federalnej Nowego Jorku. Byli tam również przedstawiciele wielkiej piątki banków handlowych włączając  Goldman Sachs, Lehman Brothers, Morgan Stanley i Salomon Smith Barney. O północy w Wigilie Bożego Narodzenia po otrzymaniu zielonego światła od Banków plan dofinansowania przez MFW został zatwierdzony aby jak najszybciej wysłać 10 miliardów dolarów do Seulu tak aby zapobiec lawinie długów krótkoterminowych. 
Pieniądze Koreańskiego Banku Centralnego zostały zrabowane. Te same instytucje które wcześniej spekulowały przeciw koreańskiej walucie organizowały teraz dofinansowanie dla Korei. Było to oszustwo. 
"Mocna, ekonomiczna terapia" to recepta konsensusu Waszyngtońskiego. "Krótkotrwały ból dla długotrwałego wzmocnienia" było mottem w Banku Światowym gdy jego głównym ekonomistą był Larry Summers.  To z czym mamy do czynienia to sieć powiązań dobrych kumpli; urzędników, doradców w Departamencie Skarbu, Rezerwie Federalnej, MFW, Waszyngtonie, którzy są w stałym kontakcie z głównymi instytucjami finansowymi z Wall Steet. 
Ktokolwiek jest wybierany przez zespól Obamy należy do Waszyngtońskiego konsensusu.

Ustawa o modernizacji usług finansowych z 1999.
To co stało się w październiku 1999 roku ma kluczowe znaczenie. W wyniku długich negocjacji za zamkniętymi drzwiami w salach konferencyjnych Wall Street, w których Larry Summers grał kluczową rolę, ograniczenia którym podlegały dotąd potężne konglomeraty banków zostały zniesione.Larry Summers pracował blisko Senatora Phila Gramma (1985-2002) przewodniczącego Senackiej komisji Bankowej, który był architektem ustawy o modernizacji usług finansowych, aktu Gramm -Leach-Bliley. Podpisanego 12 listopada 1999 roku. (cały teks kliknij US Congress: Pub.L. 106 -102). Teksański senator, Phil Gramm był również blisko związany z Enronem. W Grudniu 2000 roku pod koniec kadencji Clintona, Gramm wprowadził ustawę Gramm-Lugar mówiącą o modernizacji kontraktów na towary, która utorowała drogę do spekulacyjnego szturmowania  głównych surowców takich jak ropa, metale, produkty żywnościowe itp
"Ustawa która stworzył miała zapewnić, że Commodity Futures Trading Commission (CFTC) nie będzie w stanie regulować nowych finansowych produktów o nazwie Swap - tym samym "zabezpieczy finansowe instytucje przed regulacjami" i sprawi, że “nasze usługi finansowe będą przodować w nowym stuleciu.” (zobacz David Corn, Foreclosure Phil, Mother Jones, July  2008).
 
Phil Gramm był pierwszym wyborem McCaina na Sekretarza Skarbu.

Zgodnie z nowymi zasadami FSMA ratyfikowanymi przez senat w październiku 1999 roku i zatwierdzonymi przez Clintona - banki komercyjne, domy maklerskie, fundusze inwestycyjne, inwestorzy instytucjonalni, fundusze emerytalne i firmy ubezpieczeniowe mogły swobodnie inwestować w siebie nawzajem i w każdą inną firmę tak jak i integrować swoje operacje finansowe."Globalny Finansowy supermarket" został stworzony dając podstawę pod koncentrację władzy finansowej. Jedną z kluczowych postaci stojącą za tym projektem był Sekretarz Skarbu Larry Summers działający w porozumieniu z Davidem Rockefellerem.  Summers określił  FSMA jako "prawną podstawę systemu finansowego w dwudziestym pierwszym  wieku"  Ten legislacyjny akt jest jedną z głównych przyczyn krachu w 2008 roku.

Finansowe rozbrojenie.
Żadne rozwiązywanie kryzysu nie ma sensu dopóki nie stworzy się konkretnych reform w samym systemie finansowym, co między innymi oznacza zamrożenie spekulacyjnego handlu i  "rozbrojenie rynków finansowych". Projekt rozbrojenia po raz pierwszy zaproponowany został przez Johna Maynard Keynesa w 1940 roku jako środek do ustanowienia wielobiegunowego, międzynarodowego systemu monetarnego. (Patrz; JM Keynes, Activities 1940 - 1944 Shaping the Post-War World: The Clearing Union, The Collected Writings of John Maynard Keynes, Royal Economic Society, Macmillan and Cambridge University Press, Vol. XXV, London 1980, p. 57). 

Main Street kontra Wall Street.
W  zespole obsadzonym przez Obamę nie ma ludzi pracy, lub liderów określonych społeczności którzy odgrywali by jakąś kluczowa rolę. Prezydent elekt na najbardziej znaczące stanowiska wybrał ludzi odpowiedzialnych za deregulacje finansową. Znaczące reformy finansowe nie mogą być przyjęte przez urzędników mianowanych przez Wall Street i działających w jej imieniu. Ci którzy w 1999 roku postawili cały system finansowy w ogniu zostali powołani do jego ugaszenia. Propozycja "rozwiązania" kryzysu "dofinansowaniem" jest przyczyną dalszego załamania gospodarczego. Na horyzoncie nie ma innych rozwiązań politycznych. To bankowe konglomeraty decydują o składzie gabinetu Obamy.  Decydują również o porządku obrad na finansowym szczycie w Waszyngtonie (15 listopad,2008) który ma być podstawą do stworzenia nowej "globalnej architektury finansowej".Projekt Wall Street został już przedyskutowany za zamkniętymi drzwiami"; częścią ukrytego programu jest ustanowienie jednobiegunowego międzynarodowego systemu walutowego zdominowanego przez główne amerykańskie siły finansowe, które mogły by być chronione dzięki przewadze militarnej USA.

Neoliberalizm z "ludzką twarzą".
Nic nie wskazuje na to, że Obama przerwie więzy ze swoimi sponsorami z Wall Street, którzy w ogromnym stopniu finansowali  jego kampanie wyborczą. Goldman Sachs, J. P. Morgan Chase, Citigroup, Microsoft Billa Gatesa są jednymi z głównych sponsorów jego kampanii. Warren Buffet jako jeden z najbogatszych ludzi na świecie nie tylko wspiera kampanie Obamy, ale jest również członkiem jego zespołu, który odgrywa kluczową rolę w decydowaniu o tym kto wejdzie w skład gabinetu Obamy.

Warren Buffett:

Do momentu w którym nie pojawi sie alternatywa polityczna, która wstrząśnie systemem politycznym i finansowym nie ma co liczyć na jakiekolwiek zmiany pod rządami Obamy w zwiększaniu zatrudnienia i łagodzeniu ubóstwa. To czego jesteśmy świadkami to nieustająca ciągłość władzy tych samym ludzi.
Obama zapewnia "ludzką twarz"  status quo. Ta ludzka twarz służy wprowadzaniu Amerykanów w błąd w związku z prawdziwą naturą politycznego i ekonomicznego procesu. Neoliberalne reformy wciąż są takie same. Treść tych reform włączając w to "dofinansowanie" największych finansowych instytucji Stanów Zjednoczonych ostatecznie niszczy realną gospodarkę prowadząc do bankructwa całych sektorów produkcji i usług.
  
Tłumaczenie: Adam Cornell, http://agnihotra.wordpress.com/

źródło: http://www.prisonplanet.pl/polityka/kim_sa_architekci,p1897894690

Link do oryginalnego artykułu: LINK





Sunday 21 August 2011

Profesor Ludwik Tomiałojć. Możliwe negatywne skutki ekologiczne upraw i pasz z niektórych roślin genetycznie zmodyfikowanych(GMO)



Genetycznie zmodyfikowane rośliny (GMO) są, jak dotąd, w Polsce uprawiane wyjątkowo.Jednak np. dopuszczona przez UE odmiana zmodyfikowanej kukurydzy Mon810 zajmuje około 3tys.ha, głównie na poletkach eksperymentalnych.

W świetle rosnącej liczby zastrzeżeń wynikających z badań zagranicznych, a ukazujących negatywne konsekwencje niektórych takich upraw i pasz dla zwierząt hodowlanych oraz dzikich gatunków i naturalnych ekosystemów, proponuje się, aby w Polsce:

a) wprowadzić moratorium na uwalnianie roślin GM do środowiska oraz zablokować import wytwarzanych z GMO pasz;

b) wykorzystać ten okres na niezależne od koncernów biotechnologicznych polskie badania ewentualnych skutków GMO dla środowiska (zwłaszcza dla stanu gleb) oraz dla zdrowotności zwierząt.

W naszym drobnomozaikowym krajobrazie rolniczym nie jest możliwe zachowanie odrębności upraw GMO od upraw tradycyjnych i ekologicznych, tak wrażliwych na „zanieczyszczenie genetyczne”. Wyniki zagraniczne sugerują, że zmodyfikowane transgeny mogą nawet przeniknąć do dzikich gatunków roślinnych, tworząc „superchwasty”, a nawet z czasem przedostać się w obręb rezerwatów przyrody i parków narodowych. Poważna redukcja krajowej różnorodności biologicznej jest więc zupełnie realna, co wspiera wymóg pilnego podjęcia badań nad możliwymi skutkami ubocznymi. Interdyscyplinarny program badawczy, wsparty finansowo przez Polską Akademię Nauk oraz Ministerstwo Rolnictwa i Ministerstwo Środowiska, powinien zostać rozpoczęty jak najszybciej. Dlatego około 15-letnie moratorium na uwalnianie kontrowersyjnych odmian GMO (tych z transgenem Bt i z odpornością na pestycydy) jest absolutną koniecznością. środowiska), mogłyby spowodować problemy w rolnictwie tradycyjnym oraz w dzikiej przyrodzie. O ile organizmy z grupy pierwszej są przetrzymywane w zamkniętych laboratoriach, a z grupy przemysłowej stosowane w półzamkniętych układach, uwalniane tylko lokalnie w miejscach skażenia środowiska, o tyle „zielona” biotechnologia tworzy zmodyfikowane

Negatywne skutki upraw i pasz z niektórych roślin GMO my roślinne i zwierzęce z zamiarem szerokiego uwolnienia ich do środowiska. Jednak od momentu ich uwolnienia takie organizmy przestają podlegać tylko technologiom biochemiczno- molekularnym, a stają się żywymi formami wprowadzanymi de novo do przyrody. Mnożąc się, mutując, krzyżując z innymi formami, migrując, mogą one (a wraz z nimi zawarte w nich transgeny, jeśli wprowadzone na pola uprawne) nieuchronnie przeniknąć kiedyś nie tylko do upraw odmian tradycyjnych, lecz także do dzikiej przyrody, prawdopodobnie nawet do chronionych rezerwatów przyrody i parków narodowych (co niżej omawiam), zmieniając w nieznany jeszcze sposób stan ekosystemów naturalnych. Jest to zjawisko z zakresu synekologii – podobne do przypadków ryzykownego wprowadzania do ekosystemów naturalnych obcych gatunków, „form inwazyjnych” i jako takie, zjawisko to nie może być oceniane (jak się to dzieje obecnie) tylko przez biologów molekularnych z całkowitym wykluczeniem ekologów i specjalistów od ekologii rolnictwa i gleboznawców. W tym punkcie nagminnie narusza się zasadę kompetencji zawodowej.

Ludzie mądrzy głoszą od stuleci, że w obliczu zawsze niedostatecznej wiedzy o świecie istnieje konieczność podejmowania ryzykownych decyzji, a w konsekwencji – nieuchronność popełniania błędów. Najważniejsze jednak jest to, czy skłonni jesteśmy dostrzec negatywne skutki swoich decyzji oraz w porę z niektórych z nich się wycofać. Ostatnio w ferworze dyskusji o GMO zamiast tak rozważnego podejścia strony stosują skróty myślowe, niedomówienia, uproszczenia i nieścisłe uogólnienia, które podchwycone przez media brzmią jako rzekomo tylko czarno-biały wybór: albo „rozumnie” mamy być bezkrytycznie za wszystkimi rodzajami
GMO, albo fundamentalistycznie i „ślepo” przeciw wszelkim manipulacjom genetycznym.

W ramach tej polaryzacji strona biotechnologiczna przedstawia oponentów jako „nawiedzonych”, ukrywając przed opinią publiczną fakt, że większość naukowo uzasadnionych sprzeciwów wobec roślin GM dotyczy dość wąskiej ich grupy stanowiącej 5–10% ogółu odmian. Chodzi tu głównie o rośliny uprawne z wszczepionymi kontrowersyjnymi genami powodującymi albo wytwarzanie toksyn przeciw szkodnikom albo uzyskanie odporności na pestycydy mające chronić tylko GMO. Bo akurat ta grupa GMO obiecuje koncernom agrotechnicznym wielkie dochody, w wyniku podboju świata z pomocą produktów wytworzonych z GMO, oraz w połączeniu z monopolizacją dostępu do ziarna siewnego i globalizacyjnym ściąganiem maksymalnych zysków (www.gmwatch.org). A zarazem ze skrzętnym ukrywaniem kosztów ekologicznych i społeczno-gospodarczych – w tym z ukryciem możliwości wykonkurowania i doprowadzenia do bankructwa milionów drobnych rolników. Każdy, kto wierzy, że genetycznie zmodyfikowane uprawy stworzono dla dobra tej planety powinien przeczytać tę książkę. Przedstawia ona doskonałą analizę przechwytywania globalnej produkcji żywności przez korporacje (z opinii o brytyjskiej książce M. Lappé i B. Bailey, 1999). Artykuł, z którego cytat zamieszczono powyżej, omawia już potwierdzone lub wysoce prawdopodobne skutki ekologiczne i gospodarczo- społeczne niepoprzedzonego badaniami wprowadzania do Polski niektórych zmienionych genetycznie roślin uprawnych albo wytwarzanych z nich pasz. Trzeba by tu każdorazowo rozważyć, jaki gen do rośliny został wprowadzony: czy dla środowiska dość neutralny (np. podwyższający zawartość tłuszczu w rzepaku, cukru w ogórkach, jakość włókien w lnie), czy gen wytwarzający toksyny typu Bt lub odporność na herbicyd Roundup, nieobojętne zarówno dla udomowionych, jak i dla dzikich gatunków. Natomiast kwestię negatywnego wpływu GMO na ludzkie zdrowie, jako domenę lekarzy i żywieniowców, pozostawiam nierozstrzygniętą, choć zdaję sobie sprawę z poważnego ryzyka ukrytego i w tym zakresie.

 



Wiosną 2009 roku Amerykańska Aka-demia Medycyny Środowiska (American Aca-demy of Environmental Medicine) stwierdziwszy, że „(…) żywność genetycznie zmodyfikowana stanowi poważne ryzyko dla zdrowia”, wezwała władze do wprowadzenia natychmiastowego moratorium na jej rozpowszechnianie. Podobny był apel lekarzy hinduskich.

Uchylanie się od badania skutków ubocznych


Prawidłową zasadą w nauce jest, że jeśli ktoś powątpiewa w jakieś wyniki to:

a) podejmuje badania
sprawdzające, i to wespół z oponentami,

b) prowadzi z nimi dyskusje merytoryczne dla wyjaśnienia
rozbieżności i wspólnego znalezienia prawdziwego rozwiązania.

Szkoda zatem (por. Narkiewicz-Jodko 2006), że tak liczni w polskich kręgach naukowych zwolennicy upraw i pasz z GMO nie wykorzystali swego potencjału
ani minionych kilkunastu lat na wspólne z ekologami i gleboznawcami przeprowadzenie interdyscyplinarnych badań wyjaśniających rzeczywisty wpływ GMO na środowisko i na nasze rolnictwo. Zignorowano apele Komitetu Ochrony Przyrody PAN kierowane do Polskiej Akademii Nauk i do Ministerstwa Środowiska o podjęcie takich prac na poletkach doświadczalnych z roślinami GM. Zignorowano też mój apel wygłoszony w Białymstoku na Zjeździe Biotechnologów jesienią 2006 roku.

Tylko niezależne badania testujące mogą dowieść, czy istnieją lub na pewno nie istnieją negatywne skutki uboczne wywołane choćby plejotropowym działaniem niektórych transgenów. Niestety, zdominowany przez biologów molekularnych „monokulturowy” establishment naukowy w zakresie nauk biologicznych (z którego wykluczono ekologów – powtarzając w mediach i publikacjach slogan „nie ma dowodów na negatywne skutki”) nie określił precyzyjniej nawet tego, których odmian GMO opinia ta dotyczy. Stwarzając fałszywe wrażenie jakoby wszystkie one były nieszkodliwe dla: ludzi, zwierząt hodowlanych, upraw tradycyjnych i ekologicznych, dzikich ekosystemów. Wyników falsyfikujących taką tezę zgodnie z wymogami metody hipotetyczno-dedukcyjnej K. Poppera nikt jednak nie przedstawił. Mamy tu przypadek, kiedy słabo uzasadniony wynikami badań paradygmat (w sensie T. Kuhna) a priori mocno wsparty ekonomicznie i politycznie hamuje poznanie prawdy. W świetle liczącego już setki pozycji piśmiennictwa zagranicznego zaprzeczanie istnieniu niepokojących skutków ubocznych uwalniania do środowiska niektórych typów GMO (z transgenem Bt lub odpornością na herbicyd
Roundup) wynika albo z niewiedzy, albo ze świadomego rozpowszechniania kłamliwych sloganów koncernów biotechnologicznych. O tym ostatnim biochemik, prof. J.B. Neilands, z Zakładu Biochemii i Biologii Molekularnej na Uniwersytecie Berkeley, napisał w przedmowie do książki Lappé i Bailey (1999): „Czytanie książki Against the Grain daje odporność wobec bzdur rozpowszechnianych przez ludzi służących koncernom”. I dalej: „Dane naukowe agrobiznesu i rządowych laboratoriów powinny być traktowane z nieufnością”. Obawy te nie są bezpodstawne, gdyż wykazano, że 2/3 publikacji biologów molekularnych ukrywało fakt, iż ich prace były opatentowane lub zlecone przez różne firmybiznesowe(MayerS.2006 w „Journal of Medical Ethics”).


Przyczyną nierównej siły perswazji stron jest w Polsce sama nierówność pozycji obu spierających się dziedzin nauki. O ile mamy dziś u nas, według prof. T.  Twardowskiego,ponad 100 akademickich placówek biotechnologicznych, 8000 studentów i około 200 przedsiębiorstw biotechnologicznych.



To kwitnąca w latach 70. i 80. XX wieku ekologia (jako nauka) dziś została zredukowana do kilku niewielkich placówek akademickich oraz kilkuset studentów. Jest to samobójczy trend w polskiej nauce, bo na świecie
trwa akurat intensywna ekologizacja myśli gospodarczej i politycznej wychodząca z przekonania, że główne zagrożenia dla trwania naszej cywilizacji są akurat natury ekologicznej, a nie molekularnej (Capra 1987, Wilson 2003, Gore 2007, Green New Deal nowego prezydenta USA).




Co więcej, sama myśl biotechnologiczna, jeśli nienadzorowana społecznie, może zrodzić zagrożenia dla cywilizacji. Przed bezkrytycyzmem wobec niektórych manipulacji genetycznych ostrzegają nie tylko zawodowi ekolodzy. Brytyjscy biologowie molekularni, dr Mae-Wan Ho i prof. J. Cummins (Ho, Ryan, Cummins 2000; Ho 2003; Ho, Cummins 2007) oraz Brytyjskie Towarzystwo Medyczne ostrzegają, że rekombinacje DNA są technologią jeszcze bardzo toporną i dlatego mogącą niezamierzenie tworzyć groźne mikroorganizmy
oraz rozpowszechniać szkodliwe ekologicznie lub zdrowotnie toksyny. Prof. Christiane Nuesslein-Volhard, genetyk z Tübingen, noblistka, uspakaja znamiennymi słowami:

Dziesięć lat temu biologowie (…) planowali wyhodowanie takich odmian roślin, które będą dwa razy szybciej asymilować (…), zapowiadali stworzenie ziemniaków rosnących nie tylko w ziemi, ale i na krzaku rośliny. Dziś z tych wielkich planów zostało tyle, że mamy rośliny mniej lub bardziej odporne na grzyby i szkodniki. Ale szkodniki szybko się „uczą” i potrafią już sobie z nimi radzić (…). Przypuszczam, że manipulacje genami, klonowanie i absolutna kontrola nad naturą też pozostaną w sferze marzeń.

To dlatego tak ważne są niezależne polskie
badania kontrolne. Nasi zawodowi ekologowie nie twierdzą, że znamy już wszystkie skutki uboczne GMO, a tylko, że bez obiektywnych i wnikliwych badań znać ich długo nie będziemy. W 2006 roku w kraju eksperymentalnie obsiano kukurydzą zmodyfikowaną MON 810 300 ha, a w 2008 roku już 3000 ha. Zamiast wdrożenia wspólnych z ekologami i rolnikami badań członkowie Wydziałów Nauk Biologicznych i Nauk Rolniczych PAN a zebraniu w 2007 roku uznali, bez najmniejszych dowodów, że te uprawy są absolutnie nieszkodliwe.


Przyszłość pokaże, komu tym pomogli bardziej: społeczeństwu i naszej przyrodzie, czy też zagranicznym firmom biznesowymdążącym do ekonomicznego wyparcia drobnego rolnictwa rodzinnego (zagwarantowanego u nas w Konstytucji RP w art. 23).
W przypadku nowych technologii w Unii Europejskiej obowiązuje zasada „zanieczyszczający płaci”, która obowiązek prowadzenia i finansowaniabadańnadmożliwymiskutkamiubocznymi nakłada na twórców nowych technologii, a nie na ich oponentów. Nie może to być spychanie obowiązku wykazania ewentualnej szkodliwości produktu na poszkodowanych, jako zwykle nieposiadających równorzędnych środków na badania (rolników, przyrodników). Tymczasem koncerny biotechnologiczne posuwają się jeszcze dalej: zabraniają pod groźbą sprawy sądowej użycia ich zmodyfikowanegoziarna do przeprowadzania sprawdzających badań nad ewentualnymi skutkami ubocznymi dla środowiska (wg redakcji „ScientificAmerican” – zob. Editors 2009).




Najnowszym przejawem niedopuszczalnej stronniczości części polskich władz jest to, że w ocenianym ostatnio (grudzień 2009 r.) projekcie Ustawy o GMO przewiduje się społeczne konsultowanie decyzji o GM tylko z instytutami i komitetami naukowymi zwolenników, a nie przewidując takowych ani z Państwową Radą Ochrony Przyrody, ani z Komitetami Ekologii, Botaniki czy Ochrony Przyrody PAN, ani z instytutami ekologii, ochrony przyrody czy gleboznawstwa! Podobnie w doradczej Komisji ds. Organizmów Genetycznie

Zmodyfikowanych wśród przedstawicieli nauki nie przewiduje się (art. 24.1) ani ekologów, ani gleboznawców, ani botaników. A zgodę na założenie upraw GM według tego projektu mają dawać zupełnie niekształceni w tych sprawach rolnicy – sąsiedzi danego kontraktatora ziarna zmodyfikowanego!Kontraktator może łatwo od nich taką zgodę uzyskać albo nieprawdziwymi informacjami, albo łapówkami. Dezinformacja i ukrywanie niewygodnych faktów Zdaniem prof. Z. Baumana żyjemy w „wieku kłamstwa”. A wg G. Orwella „w czasach powszechnego oszustwa mówienie prawdy jest aktem rewolucyjnym”. Także w Polsce nie ma swobodnej dyskusji na kilka bardzo ważnych tematów, w tym w poruszonej tu sprawie. Zwolennicy szybkiego wprowadzenia upraw GMO i zalania kraju wyłącznie wytworzonymi z nich paszami (co już się stało) powtarzają, iż nie stwierdzono negatywnych skutków ubocznych GMO. Choć jest to nieprawda, to powiązani rodzinnie z niektórymi biotechnologami pracownicy opiniotwórczych mediów reklamują tylko ich opinie, skrupulatnie nie dopuszczając do upublicznienia niewygodnych wyników badań. Przykładowo w 2007 roku „Gazeta Wyborcza” po uprzednim zaproszeniu do publicznej dyskusji o GMO odrzuciła wypowiedzi aż czterech profesorów genetyki i ekologii, wraz z piszącym te słowa. Stronnicze media nie ujawniają naszemu społeczeństwu tego, że dysponujemy już:
• mocnymi dowodami na szkodliwość ekologiczną i zdrowotną niektórych form GMO u ssaków, a więc prawdopodobnie i u ludzi. Wnioski te wynikają z doświadczeń na zwierzętach laboratoryjnych przeprowadzonych
przez doktorów: zwolnionego z pracy i oczernionego A. Pusztai (patrz: Smith 2007
oraz GMWatch 2009), I. Chapeli, prof. J. Cumminsa, D. Quista, M. Konovalovej, R. Mazza, G-E. Seralini, J.S. de Vendomois, I. Erma-kowej, prof. Zenteka i innych; podobne wyniki uzyskano już w 9 krajach, m.in. w badaniach francuskich ujawniających jak trzy odmiany GM kukurydzy (NK 603, MON 810 i MON 863) powodowały uszkodzenia wątroby, nerek i innych organów wewnętrznych u karmionych nimi szczurów (de Vendomois J.S. i in. 2009; por. też raport z austriackich rządowych badań: www.responsibletechnology.org/GMFree/MediaCenter/ReleaseAustrianGovernmentStudy/index.cfm);


• książkami podsumowującymi wiedzę o innych ujemnych stronach upraw GMO: Lappé i Bailey (1999), Smith (2007) czy Wiąckowski (2008);


• przemilczanymi u nas książkami znanej badaczki, biologa – genetyka molekularnego, dr Mae-Wan Ho (1999, 2003);


• stroną internetową zestawiającą bieżące wyniki badań ujawniających m.in. słabe strony GMO oraz wykryte w tej domenie oszustwa dokonywane w trakcie badań kontrolnych (www.gmwatch.org, już 82 raporty miesięczne).


W Nowej Zelandii ujawniono nawet próbę zatajenia przypadku powstania odporności
u owadów na trucizny wytwarzane przez transgen Bt (www.gmwatch.org, 2006). To ważne odkrycie oznacza, że cel tworzenia toksycznych roślin (dla niszczenia owadzich szkodników) może nigdy nie zostać osiągnięty z powodu „mikroewolucyjnego wyścigu zbrojeń”.





Jednak raz wprowadzona owa toksyczność wyniszczy w uprawach i może nawet w dzikiej przyrodzie znaczną część gatunków pożytecznych lub neutralnych gospodarczo, a bardzo ważnych ekologicznie. Spodziewane lub stwierdzone zagrożenia ekologiczne Przed trzema dekadami, kiedy zaczynano eksperymenty biotechnologiczne, wiedza o ubocznych skutkach zmian w genomie była jeszcze ograniczona. Na przykład prawie nic nie wiedziano o poziomym transferze genów, czyli o przekazywaniu ich nie w linii dziedziczenia z rodziców na potomków, ale z jednego gatunku na inny. Sądzono, że gatunki są zamknięte na obce geny. W kręgach biotechnologów nadal powtarza się twierdzenie o braku dowodów na przechodzenie transgenów pomiędzy gatunkami z grupy wyższych organizmów (Eucariota), w tym pomiędzy roślinami lub pomiędzy gatunkami zwierząt. Jednak są również głosy badaczy mówiące, że jest inaczej, czego dowodzą publikacje dr Mae-Wan Ho (2003) i prof. J. Cumminsa (Ho, Cummins 2007). Czytamy w nich m.in.:
Obecne dowody potwierdzają, że transgeniczne DNA przeskakuje gatunkowo do bakterii, i nawet

Negatywne skutki upraw i pasz z niektórych roślin GMO do roślin i zwierząt.

Zwłaszcza Agrobacterium tumefaciens, bakteria glebowa, stała się głównym genetycznym wektorem w tworzeniu roślin transgenicznych. Wektor Agrobacterium z transgenicznej rośliny może być wehikułem dla ucieczki genu i może go przekazać do wielu bakterii, jak i do komórek ludzkich. Transgeniczny DNA jest tak uformowany, by przeskakiwał do genomów (innych gatunków), często z pomocą wirusowych lub bakteryjnych wektorów plazmidowych, które mogą się wbudowywać w inne genomy. Dziś już wiemy, że poziomy przepływ genów pomiędzy wyraźnie wyodrębnionymi taksonami zdarza się w przyrodzie znacznie częściej. Krzyżowanie międzygatunkowe, wprawdzie nie masowo, ale jednak dość regularne, zdarza się, i to pomiędzy aż 10–25% dzikich gatunków roślin wyższych i zwierząt, a w niektórych ich grupach nawet pomiędzy 60% gatunków
(Mallet 1995; Aliabadian, Nijman 2007).


W pewnym stopniu ten transfer genów został nasilony sztucznie przez antropogeniczne zmiany w środowisku lub w gatunkowych zasięgach geograficznych(inicjująceekspansjegeograficznegatunków),cosprzyjaprzełamywaniu
barier rozrodczych pomiędzy gatunkami i rodzajami. Czasem prowadzi to do zlewania się dwóch gatunków w jeden (introgresja), zamiast procesów różnicowania i dzielenia się gatunków na potomne (specjacja). To zaś oznacza, że transgen toksyczności Bt wprowadzony do jednego gatunku rośliny (do odmiany udomowionej,
np. rzepaku Brassica napus) może na drodze krzyżowania międzygatunkowego przedostać się do kilkunastu pokrewnych gatunków dzikich z grupy roślin krzyżowych Cruciferae. Takie sporadyczne krzyżowanie się odmian GM z dzikimi gatunkami zostało już udowodnione w Anglii, co początkowo niesłusznie zlekceważono (Lappé, Bailey 1999).


Na tle sprowokowanej przez człowieka inwazji gatunków obcych, która już sama przez się niesie zagrożenie nowymi chorobami i szkodnikami, dodatkowa ekspansja GMO wymuszona handlowymi i politycznymi naciskami ze strony biotechnologicznych korporacji i niektórych rządów (Rifkin2005,Kołodko2008) jawi się jako kolejny krok ku szkodliwej uniformizacji organizmów na planecie. Ewolucyjne konsekwencje tych zaburzeń nie są jeszcze znane. Ale wiemy, że i bez tego, już z innych powodów, dziennie wymiera na Ziemi kilkadziesiąt gatunków (Wilson 1999).


Zamiast szerokiej edukacji oraz ratowania tego, co się jeszcze da, instytuty ekologiczne bywają u nas zamykane (np. Instytut Ekologii PAN w Dziekanowie Leśnym pod Warszawą), nowe kadry ekologiczne nie są kształcone, ani zwłaszcza zatrudniane w administracji rządowej i samorządowej, podczas gdy bogate koncerny podsycają „pożar bioróżnorodności” produkując GMO mogące konkurować z dzikimi formami. Oczywiście, żadna korporacja biotechnologiczna nie wspiera badań nad tempem i przyczynami ubożenia różnorodności biologicznej.
Nagminne ignorowanie opóźnienia skutków w zjawiskach ekologicznych. Procesy natury ekologicznej nierzadko ujawniają się w sposób dla nas wykrywalny dopiero ze znacznym opóźnieniem od momentu kontaktu pomiędzy elementami uczestniczącymi.

Ekolodzy i praktycy rolnictwa wiedzą o tym od dawna. Tymczasem „koncernowe” prace testujące skuteczność izolowania upraw GMO od upraw tradycyjnych całkowicie ignorują to zjawisko opóźnienia. Na przykład brytyjska praca Brookes i Barfoot (2003) wykonana na zlecenie Agricultural Biotechnology Council mimo badań prowadzonych przez zaledwie 5 sezonów konkluduje nieuprawnienie, że „po wielu latach koegzystencji” nie stwierdzono mieszania się obu odmian (tradycyjnej i zmodyfikowanej),które sprawiałoby, uwaga! „(…) ekonomiczne i handlowe problemy”. O skutkach przyrodniczych ich mieszania się i zjawisku opóźnienia efektów publikacje te milczą.




Z podobnych powodów skutki uboczne także wcześniejszych kontrowersyjnych nowinek bywały ujawniane w przyrodzie lub w oddziaływaniu na ludzi dopiero po kilkudziesięciu latach, np. w przypadku negatywnych (334
Chrońmy Przyr. Ojcz. rocznik 66, zeszyt 5, 2010) skutków papierosów, azbestu, DDT, defolianta „orange agent”, freonów czy pestycydów. Ich producenci (te same firmybiotechnologiczne)i wtedy się zaklinali, że skutki będą tylko dobroczynne!
Oznacza to, że:


• brak dostrzeżenia już dziś ubocznych skutków upraw GMO nie wyklucza ich wystąpienia w przyszłości, zwłaszcza w zmienionych okolicznościach;


• uboczne skutki takich upraw możemy poznać dopiero za 1–2 pokolenia, czyli za 25–50 lat. Rozprzestrzenianie GMO w przyrodzie jest nieodwracalne


Już biochemik, prof. J.B. Neilands (Uni-wersytet w Berkeley) ostrzegał: „Transgeniczne ziarno może wkrótce pozostać jedynym dostępnym”.
Podobnie, zdaniem Europejczyków (Independent Science Panel 2003), rozdzielne współistnienie upraw tradycyjnych i transgenicznych byłoby bardzo trudne albo w ogóle niemożliwe do utrzymania. Nie tylko sąsiednie uprawy, ale nawet oceany nie izolują kontynentów całkowicie, bo „plankton powietrzny” zbierany
kilka km nad oceanami składa się z dziesiątków lądowych drobnych gatunków lub ich form przetrwalnikowych, a pył z Sahary dociera do Europy i na Półwysep Indyjski.

Publikowane na zamówienie koncernów wyniki obserwacji nad rozsiewaniem się nasion lub pyłków roślinnych nie uwzględniają najważniejszych dla dalekich przemieszczeń zjawisk sporadycznych – wichur, trąb powietrznych, powodzi, dalekodystansowego transportu antropogenicznego, ptasiego czy przez pszczoły. Choć wobec ocieplania się klimatu ekstremalne zjawiska,
a także mobilne organizmy (np. ptaki, pszczoły, ludzie), mogą co kilka lat przenosić pyłek, nasiona i inne propagule organizmów żywych na dziesiątki i setki kilometrów (Elton 1967), a nie na kilkadziesiąt metrów, jak to koncerny wmówiły niemającym pojęcia o dyspersji organizmów unijnym urzędnikom.

Część zatem prac sprawdzających dyspersję ewidentnie opiera się na testach przeprowadzonych podczas wyjątkowych
sezonów, tj. bez silniejszych wiatrów w okresie pylenia roślin. Nie bierze się pod uwagę fluktuacjii zmian klimatycznychstwarzających coraz lepsze warunki do ekspansji (ocieplenie, zanik przymrozków, zmieniony chemizm gleby, zmiany w opadach, powodzie).




Dlatego nieobecność nawet przez parę lat badań krzyżówek w sąsiadujących uprawach tradycyjnych czy brak hybrydów międzygatunkowych z formami dzikimi absolutnie nie wyklucza możności ich powstania później.
Poraża tu naiwnością przedwczesne tworzenie wirtualnego prawa o kilkudziesięciometrowych strefach buforowych pomiędzy uprawami GMO a uprawami tradycyjnymi albo podobnych mających jakoby skutecznie izolować je od stanowisk gatunków dzikich. Jest to sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem!


Krzyżowanie się form GMO z odmianami tradycyjnymi powodujące ich genetyczne „zanieczyszczanie” jest realnym faktem. W obrębie odmian tego samego gatunku do takiego krzyżowania dochodzi na prawie nieograniczoną skalę (Haygood i in. 2003; Daniels i in. 2005). Wie to każdy ekolog i każdy rolnik. Na przykład
w Kanadzie i Indiach pola upraw tradycyjnych i ekologicznych sąsiadujące z uprawami GM doświadczają już na wielką skalę „zanieczyszczenia genetycznego” (Smith 2007). Toczą się w tej sprawie liczne procesy sądowe.
W dalszej perspektywie powstaje groźba całkowitego wyparcia starych odmian hodowlanych.


Agronomiczne bogactwo genetyczne, które Polska wniosła do Unii, może przez wyparcie lub genetyczne zanieczyszczenie lokalnych kultywarów i miejscowych odmian zwierząt hodowlanych zrównać nas ze zubożoną
pod tym względem zachodnią Europą. Ta ostatnia zaś połowę swych odmian i ras hodowlanych utraciła już przed rokiem 1980 (Światowa Strategia Ochrony Przyrody, 1980). Postępując w ten sposób, pozbylibyśmy się jednej
ze swych przewag i to bez jakiejś pilnej potrzeby wywołanej przykładowo niedostatkiem żywności, a tylko dla zwiększenia zysków grupce osób cierpiących na chciwość.


Z pozanaukowych powodów przemilcza się też w Polsce potrzebę rozwijania biologicznej (335 L. Tomiałojć Negatywne skutki upraw i pasz z niektórych roślin GMO) walki ze szkodnikami kukurydzy – owadami przybyłymi ostatnio do południowej Polski wraz z ociepleniem. Czyni się tak chyba po to, by tę okoliczność wykorzystać do nakłonienia zdesperowanych stratami rolników do siania kukurydzy GM jako rzekomego panaceum. Dotąd nikt jednak nie wie ani jakie będą tego skutki dla tysięcy gatunków współtworzących ekosystem polny z takimi uprawami, a zwłaszcza jego zespoły glebowe, ani jak długo jeszcze taka ochrona plonów będzie skuteczna, bo już na kilku kontynentach, m.in. w Nowej Zelandii, Puerto Rico, USA, stwierdzono pojawianie się owadów odpornych na toksynę Cry, co oznacza rozpoczęcie znanego w ochronie roślin zjawiska koewolucji środków ochronnych i uodporniających się na nie szkodników (www.gmwatch.org 76 raport). Kukurydza modyfikowanawkrótceprzestanie się bronić przed szkodnikami (Tabashnik i in. 2009), ale modyfikację Bt (już bezużyteczną gospodarczo) zachowa w genomie, utrzymując zagrożenie dla innych gatunków, w tym dla form ważnych dla funkcjonowania ekosystemu oraz/lub pożytecznych gospodarczo.


Zagrożenia dla różnorodności biologicznej


Niezależnie od przyszłych skutków – szkodliwych czy neutralnych – wprowadzenie nowego genetycznego czynnika do środowiska przyrodniczego jest aktem nieodwracalnym. Mamy tu bowiem nie chemikalia rozkładające się z upływem czasu, ale żywe organizmy rozmnażające się, mutujące, migrujące i zdolne do przystosowywania się. Zwolennicy GMO ignorują ten aspekt z powodu nieznajomości tzw. metapopulacyjnej struktury wielu gatunków i jej genetycznych konsekwencji: już przeniknięcie jednego osobnika na generację przenosi do drugiej populacji ok. 90% zmienności genetycznej (Primack 1993).

Uwolnienie do środowiska roślin GM jest więc w swych skutkach czymś diametralnie innym niż eksperyment na GM mikroorganizmach
w zamkniętym laboratorium. Składają się na to następujące zagrożenia pochodne:

1. Nasilenie zaniku mozaikowatości krajobrazu rolniczego.

Drobnomozaikowe rolnictwo jest ostoją dla licznych kryptogamów, roślin i zwierząt, które zanikają wraz z monokulturyzacją upraw związaną z wprowadzaniem GMO. Wielu skutków tego procesu jeszcze nie znamy, ale jest dobrze udokumentowane, że monokultury redukują bogactwo gatunkowe i zróżnicowanie genetyczne (Tischler 1980).


2. Zaburzenie stanu gleb.

Dziś już wiemy, że uprawy, np. zmodyfikowanejkukurydzyMON810, szeroko rozwleczonej po świecie, zagrażają glebowej faunie, florzeiglebowymbakteriom,mogąc zmieniać różnorodność biologiczną miejsca, jak i warunki uprawy (Koechlin 1999; Lappé, Bailey 1999).

Wielokrotnie stwierdzono, że kukurydza Bt zmienia skład zespołów bakteryjnych gleby, a transgeniczna kukurydza Bt 11 i Bt 176 hamuje kolonizowanie korzeni roślinnych przez pożyteczne grzyby mikoryzowe (Castaldini i in. 2005; Turrini i in. 2008). Zmienia ponadto skład włośnikowych i glebowych zespołów bakterii, a jej pozostałości wpływają na intensywność oddychania gleby. Długofalowe skutki tych zmian są niejasne.


3. Zaburzania innych związków mutualistycznych w ekosystemach naturalnych.

Dziś podkreśla się nie tylko znaczenie rywalizacji pomiędzy gatunkami (doboru naturalnego), ale i wielką wagę współpracy między nimi, czyli symbiozy (Margulis 2000). Wiele form mutualizmu/symbiozy opiera się na ścisłym dopasowaniu chemicznym, które może zostać naruszone plejotropowymi skutkami zmian w genach lub w metabolitach. Wykazano, że zmieniony chemizm GMO może wpływać poprzez pyłek lub zjadane tkanki rośliny na współżyjące z nią gatunki zwierząt bezkręgowych i kręgowych, zmieniając skład zespołów organizmów żywych (Altieri 1998; Hilbeck i in. 1998; Losey i in. 1999; Rissler, Mellon 1996). Jakie będą tego skutki ekologiczne, możemy się tylko domyślać.


W pracach sponsorowanych przez koncerny przemilcza się możliwość plejotropowego działania nowych, ukrytych (kryptycznych) cech na inne organizmy. Natomiast propagandowo uwypukla się fakt, że nie wszystkie grupy bezkręgowców są wrażliwe na wprowadzenie (336 Chrońmy Przyr. Ojcz. rocznik 66, zeszyt 5, 2010) nowego czynnika. Jest to jednak słaba pociecha, gdyż ludzkość nie zna funkcji ekologicznych 95% gatunków (Wilson 1999). Skutki ich wyginięcia ujawnią się dopiero po jakimś czasie. Na tym polega tzw. ukryta (pośrednia) wartość ekonomiczna gatunków i dzikiej przyrody, mierzona kosztami niezbędnymi dla naprawiania nierozważnych zaburzeń (Primack 1993). Istotna jest jednak odwrotność owego wyniku badań, czyli fakt udowodnienia, że część grup owadów, w tym wiele pożytecznych, naprawdę wymiera w miejscach upraw GMO!


4. Zagrożenia dla roślin dzikich.

Skoro pomiędzy około 20–25% gatunków roślinnych zachodzi sporadyczna wymiana genów (Mallet 1995), głównie drogą krzyżówek międzygatunkowych, to taki poziomy przepływ genów oznacza, że wprowadzenie nowego transgenu (wraz ze zmodyfikowanąroślinąuprawną) do środowiska zagrozi z czasem czystości genetycznej także gatunków dzikich, zwłaszcza pokrewnych. Transgen Bt może być jednak przekazywany z pomocą wektorów-
mikroorganizmów glebowych gatunkom nawet niespokrewnionym obcego pochodzenia
np. soją, ziemniakiem czy kukurydzą inną drogą (Ho, Cummins 2003, 2007). To zaś oznacza możliwość niezamierzonego uzyskania
broniącej przed owadami toksyczności
Bt przez dzikie gatunki roślin, które staną się wtedy: a) niezjadanymi przez ich wrogów naturalnych i pleniącymi się nieograniczenie „superchwastami”, b) roślinami wytruwającymi gatunki pożyteczne, np. owady zjadające
szkodniki upraw żerujące na toksycznych tkankach roślin GM. Powstawanie odpornych na herbicydy ponad 20 gatunków superchwastów wypierających inne gatunki roślin jest już znane powszechnie w Argentynie, Kanadzie
i USA (wg serii artykułów w „New Scientist”). Potwierdzeniem takich obaw jest wykrycie w sierpniu 2008 roku w Australii trzech niemodyfikowanychgenetyczniegatunkówroślin, które pośrednio już uodporniły się na glyfosat
(toksyczny składnik herbicydu Roundup stosowanego w uprawach GMO): rajgras Lolium rigidum oraz dwie odmiany chwastnicy Echinochloa colona i trawa Urochloa panicoides (www.weedscrc.org.au).

5. Zagrożenia dla zwierząt dzikich i udomowionych.

Rośliny z genem Bt wytwarzają białka, które w alkalicznym środowisku przewodu pokarmowego wielu owadów stając się truciznami niszczą prócz szkodników także owady pożyteczne dla roślin oraz ważne dla ekosystemu. Seria prac wykazuje, że zmieniony chemizm GMO może wpływać poprzez zjadany pyłek lub tkanki rośliny na współżyjące z nią gatunki zwierząt bezkręgowych i kręgowych (m.in. Alteri 1998; Hilbeck i in. 1998; Losey i in. 1999). Nie wszystkich, bo niektóre gatunki są na to niewrażliwe. Wielokrotnie udowodniono też szkodliwe
skutki karmienia zwierząt laboratoryjnych tkankami GM ziemniaków, soi i kukurydzy: u szczurów i myszy powodowało to zwiększoną śmiertelność potomstwa, liczne wady rozwojowe i poważne zmiany chorobowe (np. Pusztai 2002; Ermakova 2007; Malatesta i in. 2005). Zapewne podobny jest wpływ na dzikie ssaki. Jakie będą tego skutki ekologiczne, nie wiemy.


6. Zagrożenie dla owadów zapylających rośliny kwiatowe.

W Europie i Ameryce Północnej masowo giną trzmiele i pszczoły, np. we Francji produkcja miodu przez dziewięć lat spadła o połowę. Przyczyną jest zespół chorobowy CCD – według badań dr F. Minderbindera (2007) z Federalnego Departamentu Rolnictwa USA oraz Niemców W. Haefekera i innych (Latsch 2007) – nasilany przez zjadanie pyłku roślin GM, których toksyny osłabiają układ trawienny pszczół, otwierając drogę pasożytom
Nosema apis i N. ceranae (Cornman i in. 2009). Zespół meksykański (Ramirez-Romero i in. 2008) wykazał, że wysoka koncentracja białka Cry1Ab z rośliny z transgenem Bt powodowała zaburzenia w efektywności żerowania pszczół i ich zdolności do uczenia się, co zdaje się ograniczać zdolność do zdobywania pożytków.





Dodatkowo herbicyd Roundup, jako najczęściej stosowany środek ochrony roślin GM, niszczy chwasty i zioła na polu, dające nektar owadom. Jest to efekt uboczny wprowadzania roślin GMO. Trzy doświadczenia ujawniły, że poletka z rzepakiem z odpornością na herbicyd Roundup powodowały ginięcie większości motyli i połowy pszczół, a same uprawy miały pod koniec wegetacji mniej zapylonych kwiatów i mniejszą różnorodność biologiczną
w porównaniu z poletkami konwencjonalnymi (Haughton i in. 2003; Bohan i in. 2005; Morandin, Winston 2005). W Polsce negatywny wpływ na owady pszczołowate mają podobno oba typy genetycznych modyfikacjiroślin:A–
– rośliny uodpornione na herbicyd (np. rzepak RR), i B – rośliny uodpornione (z transgenem Bt) na atak niektórych owadów-szkodników (kukurydza, bawełna, pomidory) („Pszczelarz Polski”: 12/ 2007 i 1/2008).


7. Zagrożenia dla organizmów wodnych.

Na zlecenie Amerykańskiej Akademii Nauk przeprowadzone na czterech uniwersytetach (Indiana, Loyola w Chicago, Notre Dame oraz Płd. Illinois) badania wykazały (Rosi-Marshall i in. 2007), że uprawa kukurydzy Bt może zmieniać sąsiednie ekosystemy wodne. Spłukane do cieków i zbiorników wodnych części roślin (detrytus) i pyłki z toksyną Bt są niebezpieczne dla owadów wodnych, np. chruścików, które z kolei są ważnym pożywieniem ryb i innych zwierząt, nawet tych żyjących
z dala od upraw Bt.


8. Zagrożenia dla dzikich ekosystemów.

Rozprzestrzeniania się raz uwolnionego do środowiska GMO nie da się powstrzymać. Częsty poziomy transfer genów sprawia, że przenikanie nowych transgenów do dzikich roślin i innych organizmów w dzikiej przyrodzie jest kwestią czasu. Nie ma sposobu na zabezpieczenie „czystości genetycznej” gatunków dzikich pokrewnych gatunkom modyfikowanym.
Z kolei tkanki zmodyfikowanychroślin zjadane przez różne bezkręgowce mogą powodować ich śmiertelność zmieniając skład zespołów zwierzęcych. W tym świetle graniczą z szaleństwem amerykańskie i kanadyjskie eksperymenty nad tworzeniem genetycznie zmodyfikowanychpospolitychdrzew(świerka,topoli, osiki). Grozi to rozpowszechnieniem się nowych transgenów w całych biomach leśnych północnej półkuli i być może powstaniem „GM lasów” pozbawionych setek tysięcy dzisiaj w nich żyjących gatunków symbiotycznych (Chorąży 2007, Robinson 2007).



Podważenie prawnych i praktycznych podstaw ochrony przyrody


Jeżeli trwałe utrzymanie upraw transgenicznych w izolacji nie jest możliwe, co wykazano powyżej, to niesie to olbrzymie zagrożenie dla całego budowanego mozolnie systemu ochrony przyrody. Pod znakiem zapytania może stanąć przydatność doskonalonych przez około sto lat przepisów prawa, w tym tego o ochronie czystości genetycznej dzikich gatunków. Nowe transgeny z czasem mogą bowiem przeniknąć do dzikich ekosystemów, powodując ekspansję nowych form oraz zmienianie lub wypieranie tradycyjnych.



Niewywołane wyższą koniecznością (niedostatkiem żywności) redukowanie różnorodności biologicznej przez przemysłowe uprawy transgeniczne jawnie pogwałca Światową Strategię Ochrony Przyrody (1980) oraz narusza podstawy Rozwoju Zrównoważonego (Raport Caring for the Earth, 1991). Narusza też międzynarodową Konwencję o Ochronie Różnorodności Biologicznej, która może z czasem stać się tylko historycznym zdarzeniem, zmieniając się w pustą deklarację wobec niemożności zatrzymania ekspansji niektórych roślin i mikroorganizmów-wektorów pewnych transgenów. Granice rezerwatów przyrody i parków narodowych zostaną skrycie przekroczone przez transgeny pochodzące z GM roślin uprawnych lub przez rośliny dzikie z nabytą odpornością na Roundup, wywołując nieznane jeszcze skutki ekologiczne i mikroewolucyjne. Z czasem znaczna część dzikiej flory może zostać zanieczyszczona nowymi transgenami.



Wnioski


Skutki zjawisk o charakterze zdrowotnym i ekologicznym bywają rozpoznawane z opóźnieniem całych dziesięcioleci, podobnie jak w przypadku rozpoznania ubocznych skutków palenia papierosów, stosowania DDT, PCB, stycydów itp. Wobec braku niezależnych badań dzisiejsze twierdzenia o nieszkodliwości GMO są jeszcze nienauowe. Wpływ upraw GMO na przyrodę poznano ledwie śladowo. Jednak to, co już wiadomo, wystarczy, by wspierać rozwagę. Zgodnie z prawodawstwem UE, w takiej sytuacji obowiązują zasady „przezorności” oraz „zanieczyszczający płaci”. Obowiązkiem producentów GMO jest udowodnienie, że nowy produkt nie niesie ryzyka.


Polska i Unia Europejska mają nadmiar żywności mogąc sobie pozwolić na wieloletnie moratorium na uprawy i pasze z GMO. Przez ten czas trzeba by dokładniej poznać wpływ upraw GMO i hodowli wielkofermowej (rozwijanej przy użyciu kontrowersyjnych pasz opartych na GMO) nie tylko na uprawy tradycyjne i ekologiczne, ale na całe ekosystemy polne, a może i na tempo ocieplania się klimatu (raport FAO, 2006).

Zmiana prawa unijnego w odniesieniu do GMO staje się też bardzo prawdopodobna w obliczu sprzeciwu rosnącej liczby państw członkowskich. Do czasu, aż UE upora się z problemami prawno-administracyjnymi, władze RP powinny uniknąć włączenia naszego kraju do międzynarodowego obrotu tymi produktami. Tym bardziej że już istnieją znacznie bezpieczniejsze dla środowiska i ludzi technologie zwiększania plonów, takie jak marker-assisted selection (MAS) lub probiotechnologia SCD – być może bardziej godne szerokiego zastosownia w naszym kraju.